Tukan

Lato w pełni, a w mojej głowie tysiąc wakacyjnych motywów, i tylko mam cichą nadzieję, że do końca sierpnia zdążę wszystkie przelać na papier. Nie mogłam się doczekać aż po dłuższej przerwie siądę do akryli. Z drewnianych zakładek stopniowo przerzucam się na większe formaty. Po nieudanej próbie z grubszym i, mam wrażenie, kiepskiej jakości podobraziem, kupiłam płótno w bloku popCanvas Pad Koh-i-Noor, na którym namalowałam krajobraz z filmu animowanego studia Ghibli (możecie zobaczyć tutaj). W Nanu-Nana natrafiłam ostatnio na zestaw trzech paneli malarskich i postanowiłam dać im szansę. Nie lubię malować boków podobrazi, dlatego płaskie płótna (eng. canvas panel/board) są dla mnie idealne, a z tego co widzę są równie popularne na grupach facebookowych.


O podstawach malowania farbami akrylowymi oraz o materiałach, których używam pisałam w poprzednim poście: Akrylowe pejzaże - początki przygody z akrylami. Dzisiaj chciałabym pokrótce pokazać proces malowania na panelu, by na końcu podsumować moje wrażenia.


Jak widzicie grubość panelu wynosi zaledwie 3 mm, więc nie musimy przejmować się zamalowywaniem boków tak jak w przypadku grubszych podobrazi. Wystarczy pamiętać, żeby raz czy dwa pociągnąć pędzlem, by nie było widać białych krawędzi. Nie potrzeba używać też taśmy malarskiej, jak w przypadku płótna z bloku, gdyż panel jest stabilny, choć oczywiście trzeba zabezpieczyć powierzchnię dookoła. Samo płótno jest już zagruntowane i można od razu zabierać się do właściwego malowania. 



Najpierw wykonujemy szkic ołówkiem, który potem delikatnie ścieramy (ołówek może się przebić przy cienkiej warstwie farby jasnego koloru). Szkicując mojego tukana, wzorowałam się na zdjęciu znalezionym na pintereście, gdzie można trafić na mnóstwo przepięknych fotografii tych ptaków (i nie tylko!).



Następnie na mojej szklanej palecie przygotowałam większość kolorów potrzebnych do malowania. Po czasie doszłam do wniosku, że mogłam zacząć jedynie od kolorów tła, a dopiero potem nałożyć inne, aby nie zaczęły przedwcześnie schnąć.


Podczas ostatniej wycieczki do sklepu plastycznego nabyłam taki oto patent - retarder akrylowy, który spowalnia schnięcie farb. Postanowiłam go przetestować, bo nie raz zdarzało się, że farba wyschła na palecie, choć nie dokończyłam jeszcze malowania. Niestety, na opakowaniu nie jest napisane, jak dokładnie go użyć, więc wymieszałam po troszku z każdym kolorem. 





Nie wiem do końca, czy retarder rzeczywiście pomógł. Farby schły raczej w zwykłym tempie, możliwe więc, że użyłam go w niewłaściwy sposób. Będę jeszcze testować jego możliwości. Malowanie zaczęłam od tła. Jak widzicie użyłam różnych odcieni zieleni, mieszając je z czernią by uzyskać jaśniejsze odcienie oraz z bielą i żółcią dla jaśniejszych tonów. Pierwszą warstwę farby kładłam dużym płaskim pędzlem, by potem przerzucić się na mniejszy tzw. koci język, na zmianę pogłębiając ciemniejsze i jaśniejsze plamy. 







Potem zabrałam się za pióra, które choć wydają się czarne mają w sobie mnóstwo odcieni szarości. Z resztą rzadko kiedy w naturze czerń jest całkowicie czarna (tak samo jak biel nosi w sobie odcienie zarówno żółci bądź błękitu).


Dziób w jego pięknych, intensywnych kolorach malowałam mieszanką żółci, pomarańczu i czerwieni. Wszystko pociągnięte płaskim pędzlem, poza pionowymi pręgami, które malowałam już cieńszym rozmiarem.


Niebieskie oko stanowi miły kontrast między pozostałymi kolorami. Zauważcie, że białe podgardle również nie jest do końca białe, zwłaszcza w miejscu, gdzie cień rzuca dziób tukana.


Dorobiłam czarną plamę na dziobie, a potem zabrałam się za końcowe elementy, czyli pazury i gałąź.



By pomalować gałąź, najpierw wybrałam jej najjaśniejszy odcień, a potem dokładałam inne, ciemniejsze kolory. Przyjrzyjcie się dobrze, w których miejscach gałąź jest zacieniona (zazwyczaj od dołu) i jak wygląda faktura kory.




Tak wygląda gotowy obraz, który można jeszcze dodatkowo zabezpieczyć lakierem. Panel również można oprawić i powiesić na ścianie. Motyw tukana nadał mieszkaniu tropikalny, wakacyjny klimat, który nam w tym roku nie za bardzo dopisuje... 
Bardzo polecam malowanie na płaskim podobraziu, jest z pewnością stabilniejsze i sztywniejsze niż płótno z bloku, można, lecz nie trzeba go oprawiać przed powieszeniem na ścianie (dzięki swojemu rozmiarowi nie odstaje tak od ściany jak grubsze płótna) i jego przechowanie również jest łatwiejsze. Szczerze mówiąc nie znalazłam ani jednej wady, być może w tym temacie mieliby więcej do powiedzenia profesjonalni malarze, ale chyba wszystko sprowadza się do kwestii gustu.

To tyle w dzisiejszym wpisie, jeśli macie jakieś pytania piszcie śmiało w komentarzach!  Zapraszam Was do śledzenia moich social media, gdzie systematycznie pojawiają się moje prace lub inne ciekawe linki:

Instagram      Facebook      Pinterest



Komentarze

Popularne posty