Adwentowy blogmas #4

Już jutro Wigilia. Aż ciśnie się na usta pytanie, czy wszystko przygotowane, choinka przystrojona, upieczone ciasta, dom wysprzątany. Jednak tak naprawdę to nieistotne. To, co najważniejsze, czyli zgody, radości i pokoju nie da się do końca "przygotować". Trzeba zrobić im miejsce w sercu i nie przejmować się nieistotnymi szczegółami. Reszta przyjdzie sama.  

Zapraszam na ostatni już odcinek adwentowego blogowania. Cieszę się, że mogłam prowadzić przez te cztery tygodnie mój własny blogmas. Był to z pewnością ciekawy eksperyment, mający również na celu sprawdzenie, czy odnajdę się w kategorii lifestyle. Tymczasem kończy się adwent. Jak zwykle ostatni tydzień przed świętami był dosyć zabiegany, ale znalazłam też czas na drobne przyjemności. Zobaczcie, co działo się u mnie przez ten czas.

Lektura na święta

Choć pewnie nie będzie na to zbyt wiele czasu, mam jednak nadzieję, że uda mi się choć na chwilę usiąść do książki. Z tego powodu wybrałam się zawczasu do biblioteki i muszę przyznać, że wyjątkowo sprzyjało mi szczęście - udało mi się dopaść "Ciotkę zgryzotkę" M. Musierowicz, którą bardzo chciałam przeczytać od dłuższego czasu (mam sentyment do całego cyklu Jeżycjady) i już miałam ją kupować, a tu proszę, jak znalazł na święta. Kolejne pozycje, z których jestem wyjątkowo zadowolona to dwie książki Margaret Atwood - "Opowieść podręcznej" i "Serce umiera ostatnie". Poznałam tę pisarkę dzięki powieści "Oryks i derkacz", stąd ciekawa jestem tych dwóch książek - choć może tematyka nie do końca pasuje do klimatu świąt. Na koniec wzięłam książkę stricte w klimacie Bożego Narodzenia - "Szczęście w cichą noc" Anny Ficner-Ogonowskiej.

Dekorowanie pierniczków

Koniec pieczenia pierniczków, w tym roku zrobiłam ich naprawdę imponującą ilość (a i tak większość została już zjedzona). Udekorowałam jednak tylko dwie partie, przy czym pierwsza próba nie wyszła mi najlepiej. Tym razem przygotowałam się jak należy: wygospodarowałam na ten proces cały wieczór, podzieliłam pracę na etapy (najpierw czekolada, potem lukier), nauczyłam się lepiej wyrabiać lukier (tzw. royal icing), no i zamiast rożka z papieru do pieczenia (co było całkowitą porażką w moim przypadku), użyłam plastikowej szprycy. Ostatecznie lukier wyszedł odrobinę za rzadki, by dało się malować precyzyjne wzory, jednak przynajmniej się nie rozlewał, jak za pierwszym razem. Tu i ówdzie dodałam akcenty w postaci cukrowych perełek i wiórków kokosowych. Część pierniczków ozdobiłam lukrem w jasnoróżowym kolorze - wystarczyło dodać do białego lukru odrobinę soku z buraka



Pakowanie prezentów

W tym roku poszłam całkowicie na łatwiznę (aż wstyd się przyznać). Większość prezentów wylądowała w torebkach, pochodzących w dużej mierze z zeszłorocznych świąt, a niektóre upominki zapakowałam w ozdobny papier, obwiązałam wstążką i dodałam zawieszki kupione w Rossmanie. Nie miałam weny twórczej na wymyślne opakowania, ale szczerze mówiąc jakoś mi to nie przeszkadza. Ważne, abym trafiła w gusta moich najbliższych. 


Choinka

W moim mieszkaniu w tym roku nie zagości choinka, ani żywa, ani sztuczna. Żadna nie miałaby szans podczas spotkania ze wszędobylskim malcem. Zrezygnowałam także z pomysłu kupienia małej choinki na szafkę. I muszę przyznać, że bez choinki to zupełnie nie to samo. Nie pomogą żadne inne ozdoby. Na szczęście ustroiliśmy choinkę u mojej teściowej, gdzie spędzamy tegoroczną Wigilię (w razie gdyby synek przywiązywał do niej zbytnią uwagę, wystawilibyśmy ją na balkon). Nie było jednak tak źle, choinka ma się dobrze, tylko bombki (plastikowe) z niższych gałęzi są systematycznie zrzucane na podłogę.

Aniołek z serduszkiem

Choć planów jak zwykle było dużo, lepienie z gliny samoutwardzalnej dobrze mi szło na początku grudnia, potem jakoś zabrakło czasu. Zwlekałam tak długo, aż w końcu nie zdążyłam pomalować mojego aniołka, który w zamierzeniu miał być prezentem na mikołajki. Ale nic straconego, za dwa miesiące walentynki, aniołek z serduszkiem będzie w sam raz!


Podsumowanie

Trochę trudny był dla mnie ten adwent. Mam na myśli przede wszystkim sprawy duchowe i relacje z bliskimi, bo tak zwane rzeczy przyziemne poszły zaskakująco gładko (być może w końcu się nimi nie przejmowałam jak zazwyczaj). Ale nie można mieć wszystkiego, więc mimo to cieszę się z tych małych radości i chcę wyciągnąć nauczkę z tego, nad czym zabrakło mojej pracy. Jutro już Wigilia, chcę więc skupić się na tym, co najważniejsze - narodzeniu Boga, miłości, rodzinie. Życzę Wam, aby te Święta upłynęły w zgodzie i radości oraz aby nic nie przesłoniło tego wielkiego cudu miłości.




Komentarze

Popularne posty