Adwentowy blogmas #2

Bałam się, że drugi tydzień adwentu nie będzie obfitował w świąteczne przygotowania, zwłaszcza te manualne. Na szczęście się pomyliłam i mam Wam sporo do pokazania i opowiedzenia. Cieszę się niezmiernie, że Boże Narodzenie pomalutku się zbliża, a jeszcze bardziej, że przeżywam adwent chyba najbardziej świadomie w moim życiu. Choć czas tak szybko leci i muszę się bardzo pilnować, żeby codzienne obowiązki nie przysłoniły mi radości z tego wyjątkowego okresu.  

Podróże

Pierwsza część tygodnia minęła spokojnie, choć wieczory spędzałam na pieczeniu i dekorowaniu pierniczków, by zdążyć na Mikołaja. Dekorowanie wyszło mi bardzo średnio, tak naprawdę zabrakło mi czasu na porządne zdobienie (oraz szprycy), więc część pierniczków obyła się bez lukru. Byłam natomiast mile zaskoczona czekoladową polewą, którą kupiłam na próbę. Mimo że paczka nie była zbyt wielka, spokojnie mogłam polać nią całkiem sporo pierniczków. A co więcej, smakowała naprawdę dobrze.

W środę wyruszyłam w pierwszą podróż pociągiem wraz z rocznym synkiem. Stresu co nie miara, ale jedynie przed właściwą podróżą - zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po bardzo ruchliwym smyku. Na szczęście podróż wypadała akurat w godzinach jego drzemki, a nawet ciut później, więc założyłam że choć kawałek trasy prześpi. Cóż, nie przespał ani sekundy, ba, przez to całe zamieszanie w ogóle nie zdrzemnął się tego dnia. Mimo to był grzeczny jak aniołek i wytrzymał bez większego marudzenia całą dwugodzinną podróż. A dokąd nas poniosło? Postanowiłam odwiedzić moją teściową, z którą widzimy się zazwyczaj raz lub dwa na miesiąc. Chciałam aby mogła spędzić z wnukiem trochę więcej czasu niż weekend (choć przyznam, że miałam w tym ukryty cel - wyrwać się na trochę z domu). Synek uwielbia babcię, więc jemu też na dobre wyszła odmiana. Spędziliśmy razem czas niezwykle miło i aż szkoda było wracać, gdy przyjechał po nas mój mąż. 

Moja teściowa miała już u siebie świąteczne dekoracje, w jej domu królowała biel i srebro. Zrobiłam kilka zdjęć, bo choć ten styl by u mnie w domu w ogóle nie przeszedł, to u niej wygląda pięknie.   





Last Christmas!

Jak co roku, pewnym przełomowym momentem jest dla mnie usłyszenie tej jednej, wyjątkowej piosenki - Last Christmas. Choć nie jest wybitnym dziełem muzycznym, niesamowicie wpadła mi w ucho i mimochodem czekam, aż zabrzmi w radio, czy galerii handlowej. Jednak nie spodziewałam się, że usłyszę ją tym razem w Mikołajki o 6.30 rano jako... budzik (zarówno dla mnie jak i dla mojego syna). Cóż, panie z przedszkola, po drugiej stronie ulicy, puściły na cały regulator świąteczne hity, a Mikołaj witał przychodzące dzieci. Nie powiem, żebym się bardzo ucieszyła, ale pierwsze w tym sezonie Last Christmas mam już zaliczone.

Mikołajki

Byliście grzeczni? Przyszedł do Was Mikołaj? Ja chyba świeciłam przykładem, bo zostałam obdarowana tyloma pięknymi prezentami... Choć jestem już dorosła, moja mama i teściowa kultywują tradycję i oprócz prezentów dla wnuka, dorzucą zawsze to i owo dla rodziców, co mnie osobiście bardzo cieszy. Tak naprawdę w mojej rodzinie każdy każdemu stara się wręczyć mały upominek, więc na ten dzień cieszą się nie tylko małe dzieci. Tegorocznego Mikołaja postanowiłam obchodzić bardziej ekonomicznie i podarowałam najbliższym własnoręcznie robione pierniczki. 


Takiego aniołka dostałam od mojej mamy, która pracuje w cukierni. Tak słodki i śliczny, że szkoda go będzie zjeść...


Kartki świąteczne

Szkoda, że zwyczaj wysyłania świątecznych kartek trochę podupadł przez erę internetu. Bo dostanie maila to przecież nie to samo, co znalezienie w skrzynce listu. Większość mojej rodziny mieszka w tym samym mieście i pewnie zobaczę się z nią na Boże Narodzenie, jednak znalazły się również takie osoby do których mam zamiar wysłać kartkę, a nawet świąteczną paczuszkę. Sam proces kupowania małych upominków i pakowania ich do koperty sprawił mi dużą radość, lubię też ozdabiać kartkę naklejkami, bądź używać kolorowych pisaków. W tym tygodniu czeka mnie wyprawa na pocztę, aby to wszystko powysyłać - mam nadzieję, że przesyłki dotrą na czas. I że sprawią adresatom tyleż przyjemności, co mnie samej. 


Zakupowy szał

Na wyjeździe zaszalałam. A właściwie, to zaszalałyśmy obie z moją teściową. Choć obiecywałam sobie, że nie będę kupować więcej ozdób, mam dwa duże kartony, wystarczy - jak to w polityce, na obietnicach się skończyło. Nic nie poradzę, tak ciężko mi się oprzeć w sklepach z "pierdołami". Kocham świąteczne ozdóbki, pudełeczka, figurki, kubki... Co najlepsze, zakupy w tego typu sklepach robiłyśmy po stronie niemieckiej, gdzie tego typu dekoracje są całkiem tanie. A mnóstwo rzeczy jest już na przecenie. Dzięki temu udało mi się upolować fajne prezenty na święta po atrakcyjnej cenie. 


Zobaczcie jaki kalendarz adwentowy kupiłam za jedyne trzy euro. Wykorzystam go w przyszłym roku, zapełniając małe torebeczki słodkimi niespodziankami. 


Uwielbiam pudełeczka z motywem świątecznym, nie ważne, czy papierowe czy blaszane. Pudełko na poniższym zdjęciu bardzo mi przypadło do gustu, zwłaszcza, że jest ciekawie skonstruowane. 


Coś z większych ozdób - gwiazda z lampkami, którą mam zamiar powiesić na mojej ścianie od komina, oraz domek latarenka, która ozdobi kuchnię. Przyznam, że takich dekoracji mi brakowało i choć nie jestem pewna jak spisze się gwiazda, to w domku po prostu się zakochałam i wiem, że będzie idealnie pasować do mojej kuchni. 


Roraty 

To już drugi rok, kiedy bardzo bym chciała uczestniczyć w porannych roratach, ale niestety jeszcze nie jestem w stanie. Muszę poczekać, aż mój synek będzie na tyle duży, że wczesne wstawanie nie zachwieje mocno jego rytmu dnia. Nawet wieczorne roraty wypadają w porze kolacji i szykowania się do snu. Ale w końcu się doczekam, jestem tego pewna. Tymczasem zapraszam Wszystkich, którzy mogą, na roraty u wrocławskich Dominikanów!

I na koniec...

Kończę pisać mój kolejny adwentowy blogmas siedząc w ciepłej kuchni, obok wieniec adwentowy, a tuż koło niego paląca się świeczka zapachowa. A w kubku z reniferem czeka na mnie pyszne orzechowe cappuccino <3 Dzisiaj udekorowałam okno naklejanymi śnieżynkami, a na ścianie zamiast mojej glinianej ozdoby zawisła biała drewniana choineczka. Co prawda staram się powstrzymywać jak mogę, bo uważam, że jeszcze nie nadeszła pora na dekorowanie całego domu, mimo to kuchnia stała się najprzytulniejszym miejscem, które pomału wypełnia atmosfera świąt Bożego Narodzenia. 
A Wy, jak wprowadzacie świąteczny nastrój do Waszych domów?

Komentarze

Popularne posty