Zając, kura i pisanki - recenzja gliny samoutwardzalnej DAS

Mam nadzieję, że Wasze przygotowania do Wielkanocy upływają w radosnej atmosferze, i że nie macie wyrzutów sumienia z powodu nieumytych okien. Pamiętajcie, że to nie są Święta wielkich porządków, a Wielkiej Nocy ;)

Przygotowanie tego wpisu szło mi naprawdę opornie. Niby miało być przyjemnie, bo lubię pisać recenzję, ale myślę, że źle wybrałam sobie ozdoby do przygotowania. Zając, którego zobaczycie poniżej, czekał chyba z tydzień na pomalowanie, kura też nie do końca mi się udała, poza tym doszły problemy z gliną... A z trzech pomysłów na pisanki (o których była mowa tutaj:10 najfajniejszych pomysłów na pisanki - zestawienie pinterest) zrealizowałam tylko jeden. Nie najlepiej wyszły mi te przygotowania w tym roku. Pocieszam się, że przynajmniej udało mi się sprawić radość mojej koleżance pisankami matrioszkami. Bo w końcu chyba właśnie o to chodzi, żeby inni mieli przyjemność z naszego rękodzieła.
 

Przy okazji moich świątecznych robótek przygotowałam dla Was kolejną recenzję gliny samoutwardzalnej, tym razem włoskiej firmy DAS, którą pokazywałam Wam ostatnio na zdjęciach jako mój najnowszy zakup. Do recenzji wykorzystałam białą glinę samoutwardzalną.


Glina samoutwardzalna DAS występuje w kolorze białym oraz terracotta. Co ciekawe, firma oferuje też ciekawy produkt Idea Mix, który w połączeniu z gliną nadaje jej efekt marmuru. Nie próbowałam, ale myślę, że pomysł warty uwagi.



No właśnie, czy na pewno biała? Jak widzicie na zdjęciach glina ma tak naprawdę szary kolor. Po wyschnięciu staje się jaśniejszy, ale zdecydowanie nie jest biała. Jeśli potrzebujemy bieli, nie ma rady, trzeba pomalować. 

Struktura masy jest widocznie włóknista (taka "papierowa"), ma to swój wpływ na plastyczność gliny. Po wyjęciu z opakowania jest wilgotna, jakkolwiek stosunkowo szybko wysycha z wierzchu - przy wygładzaniu musiałam wspomagać się wodą. Za to nie ma tutaj takiego problemu jak przy glinie samoutwardzalnej Kooh-i-nor, gdzie łatwo było przesadzić z wodą. Wiadomo, trzeba używać jej rozsądnie, ale nie musimy się aż tak pilnować. 

Jak już wspomniałam, struktura gliny ma wpływ na jej plastyczność, co w tym wypadku oznacza, że niestety jest ona nieco ograniczona. Nie łatwo idzie wygładzanie gliny, nawet jeśli użyjemy do tego wody. Łączenie elementów jest już w ogóle utrudnione, poszczególne elementy ciężko się ze sobą łączą, zwłaszcza jeśli glina leży już jakiś czas poza opakowaniem. 

Kolejną rzeczą, która może nas nieco zaskoczyć jest intensywny zapach. Utrzymuje się on dosyć długo (i roznosi po całym pomieszczeniu), nawet po wyschnięciu jest wyczuwalny. Jak dla mnie, stanowi to spory minus, zwłaszcza jeśli zapach nie przypadnie nam do gustu. 

Podsumowując, glina samoutwardzalna DAS nadaje się do większych projektów, ubogich w detale, moim zdaniem świetnie się spisze np. do wykonania misek. Mniejsza wilgotność ułatwia wałkowanie, glina nie będzie się nam przyklejać do wałka.
Osobiście określiłabym tą masę jako "toporną". Niestety nie jestem z niej zadowolona, lubię gdy plastyczność gliny jest dosyć duża co pozwala na większe pole do popisu. Myślę, że będzie odpowiednia dla osób początkujących (do prostych projektów), bądź do wykonania większych prac. 

Poniżej pokażę Wam jak wygląda zastosowanie gliny samoutwardzalnej DAS w praktyce. Zaczęłam od wykonania zająca, na którego natknęłam się na pintereście (klik!). Z dwóch kulek uformowałam tułów oraz głowę. Na zdjęciu głowa nie jest jeszcze przytwierdzona, w tym celu pomogłam sobie wodą i narzędziami (można użyć też kawałka druciku lub wykałaczki, nie będzie ryzyka, że odpadnie). 


Następnie dorobiłam uszy (przy których sporo się namęczyłam, aby  przytwierdzić je do głowy). Wykonałam oczka i nosek oraz mały ogonek z kuleczki, po czym odstawiłam zająca do wyschnięcia. Samo schnięcie trwało dosyć długo, mniej więcej do trzech dni.

 

Pozostało już tylko pomalować. Na początku wybrałam zbyt ciemny kolor farby, poprawiałam drugi raz jaśniejszym. Polecam malować takie duże prace kawałkiem gąbki, bo pędzel zostawi widoczne ślady pociągnięć.


Za pomocą patyczka do uszu dorobiłam zajączkowi białe kropki. Dobrze by było na samym końcu pociągnąć jeszcze bezbarwnym lakierem, niestety takowego aktualnie nie posiadam, stąd te refleksy światła na warstwie farby akrylowej.


Tak wygląda gotowy zajączek. 





Kolejna na warsztat poszła kura. Z mniejszej kulki wykonałam głowę z dziobkiem (na zdjęciu jeszcze pierwotna wersja grzebienia), z większej powstał tułów.


Po modyfikacjach dodałam dziobek osobno oraz zmieniłam też grzebień. Dolną część tułowia pofałdowałam, aby tworzył a la sukienkę. 

 

Dorobiłam niewielkie skrzydełka po bokach, następnie małymi spłaszczonymi kulkami ozdobiłam tułów mojej kury, po czym odstawiłam ją do wyschnięcia. Po czasie okazało się, że mocowanie głowy było za słabe (co potwierdza, że elementy z tej gliny kiepsko się do siebie przyklejają).

 

I... to by było na tyle. Niestety, koniec końców kura się po prostu rozpadła. Gdy zabrałam się do malowania, poodpadały kolejne elementy, zarówno skrzydełko, czubek jak i kropki. Chyba się domyślacie, że nie byłam zadowolona? Nie wiem, widocznie trzeba poświęcać dużo uwagi na łączenie elementów, nie wystarczyć zwykłe przyklejenie do siebie. Moim zdaniem to strata czasu, bo dużo wysiłku wkładam w czynność, która powinna być naprawdę banalna do zrobienia. Nie chciałam pisać negatywnej recenzji, bo glina mimo wszystko ma swoje zalety, jednak po zastosowaniu jej w praktyce nie jestem z niej zadowolona...

Glina samoutwardzalna DAS

Plusy
+ dobrze się wałkuje
+ mała kleistość
+ nadaje się do większych prac

Minusy
- intensywny zapach
- mała plastyczność
- szybko schnie w rękach
- elementy kiepsko się ze sobą łączą
- ciężko się wygładza
- nie nadaje się do detali 

Na koniec kilka zdjęć pisanek matrioszek, podarowanych mojej koleżance. Choć bazowałam na pomyśle z pinteresta (klik!), to zmodyfikowałam go po swojemu, bardziej ozdabiając babuszki. We wpisie o pisankach mówiłam, że pomysł jest prosty do wykonania, jednak okazał się dosyć czasochłonny, biorąc pod uwagę malowanie chusty oraz dolnego stroju. No i nie tak łatwo zostawić równe miejsce na buźki! 







To już ostatni wpis przed Świętami Wielkanocnymi, dlatego życzę Wam aby upłynęły na głębokiej modlitwie, jedności ze Zmartwychwstałym i na serdecznych relacjach z najbliższymi. Odpocznijcie i cieszcie się tymi dniami jak najlepiej! 

Komentarze

Popularne posty